Willkommen beim Freundschaftskreis Bellheim-Koźmin Wlkp/Polen e.V.

Historie

1980 1981 1982-1984 1985 - 1986 1987 1988 1989 1990 1991 1992 1993 1994 1995 1996 1997 1998 1999

1981

W Polsce brakuje podstawowych artykułów spożywczych np. mleka w proszku, tłuszczy, cukru, soli, mąki, mięsa i wędlin, kakao, zup w proszku, mąki ziemniaczanej, kawy, makaronu, ryżu, itp. Tak zwana prawdziwa kawa stała się słowem nieznanym w Polsce. Brakuje także środków piorących, mydła i szamponów oraz odzieży, przede wszystkim dziecięcej.

Polskie kobiety, borykające się z trudami dnia powszedniego, mogą zostać zrozumiane w pełni tylko przez te niemieckie kobiety, które pamiętają trudne lata powojenne i wysiłek, jaki wkładały w prowadzenie domu. Polki często muszą stać godzinami w kolejkach i mimo tego wracać do domu z pustymi siatkami.

Eugen i Irma Geißert starają się nadal przekazywać adresy polskich rodzin. Na życzenie ofiarodawców wysyłają również paczki z żywnością i odzieżą. Rodzina Geißert jest również gotowa udzielić pomocy w wypełnianiu dokumentów celnych oraz w wypadku pojawienia się pytań lub problemów przy wysyłce.

Jeżeli chcą i mogą Państwo pomóc, proszę zwrócić się do rodziny Geißert: Familie Geißert, Prälat-Storck-Str. 33, 6729 Bellheim Tel: 8849

.........................................................................................................................................

Było coraz więcej i więcej ofiarodawców, a w końcu pojawiła się myśl, aby w dary zaopatrywać całe miasto. Dzięki szybkiej wymianie informacji z rodziną Bals w Landau, która razem z nami rozpoczęła akcję niesienia pomocy Polsce, znaleźliśmy się na drodze poszukiwania odpowiedniego miasta. I znowu wiele informacji było niezbędnych, aby postąpić właściwie.

W Polsce było dużo miast, które czekały na pomoc. Otrzymałam adresy pięciu miast na terenie Śląska i byłych Prus Wschodnich. Pojawił się także Pan Edmund Wolniak, który pochodził z Polski i mieszkał w Bellheim. W jednej z rozmów, w czasie której pytaliśmy, czy nie zna miasta potrzebującego pomocy, opowiedział nam o Koźminie. Pan Wolniak urodził się w oddalonej o 8 km od Koźmina Cegielni. Po dłuższym namyśle zdecydowaliśmy się udzielić wsparcia Koźminowi, bowiem wiodła do niego najkrótsza droga z Bellheim. Później dowiedzieliśmy się, że nie była to jednak najkrótsza droga, ponieważ nasze transporty docierały najpierw do Opola, gdzie musiały zostać oclone.

To czym do tej pory zajmowało się 50 rodzin, które w międzyczasie utrzymywały kontakt listowny i wysyłały paczki do Polski, nabrało teraz szerszego rozmachu. Proboszcz Hirsch przychylnie odnosił się i usilnie wspierał naszą działalność, tak więc „Akcja Pomoc Polsce” mogła być dalej prowadzona.

Pierwsza publiczna zbiórka została przeprowadzona w październiku 1981 roku. Rozmowy przeprowadzone z szefem Browaru w Bellheim Panem Dyrektorem Franzem Hage przyniosły 3530 kg darów, które załadowano na małą ciężarówkę, będącą własnością Browaru.

W tym okresie nasze transporty mogły docierać tylko do miejsc zbiórek w polskich diecezjach, a więc od niemieckiego Caritasu do nowo powstałego Caritasu w Polsce. Mieliśmy jednak zamiar znalezienia i rozbudowania własnego miejsca rozładunku darów.

Pierwszy transport, prowadzony przez Edmunda Wolniaka i Alfreda Feischa, w charakterze kierowcy, wyruszył do Koźmina 30.10.1981.

Po dotarciu do celu należało najpierw znaleźć parafie, która gotowa byłaby przyjąć pomoc z Niemiec. Przewidziano parafię w Nowej Wsi i parafię św. Wawrzyńca z ówczesnym Proboszczem Ratajskim, jednak obydwie odmówiły przyjęcia darów z Niemiec. Gotowość przyjęcia i rozdzielenia darów z Bellheim zadeklarowały Siostry Elżbietanki i Proboszcz Goj z parafii św. Stanisława. W taki to właśnie sposób zostały nawiązane pierwsze kontakty z Koźminem, takie były początki. Był początek listopada 1981 roku.

Siostry i Proboszcz Goj przesłali do Bellheim podziękowania i wraz z nimi adresy osób prywatnych, rodzin z Koźmina i okolic, o które prosiłam. W Bellheim, Zeiskam, Knittelsheim, Ottersheim i Herxheim bardzo szybko rozdzieliliśmy 200 adresów.

Niemieckie rodziny zaczęły nawiązywać kontakty, wysyłały paczki i opiekowały się rodzinami na dalekim Wschodzie. W Koźminie i okolicach wiedziano więc: są ludzie, którzy o nas myślą, nie jesteśmy sami w tych ciężkich czasach. Niektórzy zapatrywali się krytycznie, mieli złe doświadczenia w przeszłości, zastanawiali się, czy mogą i powinni teraz przyjąć pomoc z Niemiec?

Rozpoczął się długi proces dojrzewania między dwoma narodami, które przez długie lata były wrogami. Z każdą kartka, każdym listem, z każdą paczką przepaść stawała się coraz mniejsza. Ja zadawałam sobie pytanie, czy to co robię jest słuszne, bo także i u nas było wielu krytycznych obserwatorów całej akcji. Otrzymywaliśmy zarówno dobre listy, jak i złośliwe z pytaniami typu: „Za ile Pani to robi?” i to również od Polaków. W głębi serca wiedziałam jednak, że akcja musi być nadal prowadzona, bo są ludzie, którzy na nas czekają. Rozpoczęliśmy budowę wielkiego Europejskiego Domu, nawet tego nie zauważając. W Boże Narodzenie 1981 roku w domach wielu rodzin w Koźminie i okolicy zrobiło się odrobinę jaśniej dzięki paczce od obcych ludzi z Niemiec.